Kontakt przy stole jest ogromnym zagrożeniem
– mówi minister zdrowia i apeluje, by w sytuacji rozszerzającej się epidemii nie odwiedzać bliskich w Wielkanoc.
Ale będzie można spotkać się z nimi w kościele, gdzie ryzyko (z niewyjaśnionych przyczyn) najwyraźniej spadło, bo od Wielkanocy dopuszczalna liczby uczestników mszy wzrasta z 5 do 50. Sam minister zaznacza, że nic nie wskazuje na to, by epidemia miała wkrótce wygasnąć.
Tak więc rząd wszędzie zaostrza ograniczenia, natomiast w kościołach – rozluźnia. I co znamienne, nie uzasadnia publicznie tej decyzji, a więc skazani jesteśmy na domysły. Można ją odczytać jako gest w stronę najpotężniejszego sojusznika obecnej władzy, czyli Kościoła – choć Episkopat otwarcie nie krytykował wcześniejszej decyzji rządu o wprowadzeniu limitu 5 osób na mszy. Fala krytyki wylała się natomiast w mediach katolickich i być może pod nią ugiął się rząd. Oto przykład – Antoni Macierewicz w TV Trwam:
Zakaz gromadzenia się na mszy świętej więcej niż pięciu osób jest po prostu nieroztropny. Uderza nie tylko w naszą tradycję, ale także w naszą odporność w tych najtrudniejszych czasach. To nie jest tylko kwestia psychologii, to jest kwestia naszej wiary. (…) Raz jeszcze apeluję do pana ministra zdrowia, żeby zmienił w swoim rozporządzeniu ten zapis.
Tak czy owak, zwiększenie obecności wiernych w kościołach – w sytuacji, gdy rozum nakazuje zamknięcie kościołów – to ukłon w stronę religijnej nierozumności, która skłonna jest bagatelizować lub lekceważyć zagrożenie.
W Korei Południowej koronawirus rozprzestrzenił się wskutek zarażenia wielu osób w kościele. We Francji ewangelicki pastor złamał zakaz zgromadzeń i zorganizował masową modlitwę. Okazała się ona źródłem wielu nowych zarażeń. Wykryto 2 i pół tysiąca zachorowań, 17 osób zmarło. A więc Bóg, w którego wierzy francuski duchowny i jego wspólnota okazał się głuchy na modlitwę i nie zechciał zapobiec kolejnym cierpieniom wielu ludzi.
Oczywiście wirus przenosi się nie tylko w kościołach, ale w Polsce to właśnie dla kościołów rząd uczynił wyjątek w swojej strategii ostrych rygorów. Z dnia na dzień rośnie liczba przypadków koronawirusa, a to oznacza, że wzrasta również ryzyko przeniesienia go w grupie osób. Gdy religia wspiera epidemię, grozi nam nowa falą zakażeń.
Rząd może jeszcze zmienić swoje stanowisko w sprawie obecności wiernych w kościele. Jeśli tego nie zrobi, to zwiększy ryzyko, że do katalogu licznych nieszczęść, jakie zawdzięczamy religii, będziemy mogli dopisać jeszcze jedno, którego skutki rozleją się bardzo szeroko.